Podobno źle wpływa na nas, schizofreników. W tym roku jakoś wyjątkowo jej nie czuć, bo temperatury wiosenne, a nawet letnie. Po pierwszym epizodzie czasem newralgicznym był dla mnie sierpień. Teraz listopad. W tym roku mijają trzy lata od drugiego epizodu.
Niby wszystko na plus- praca jest, pieniądze są, przyjaciele są, niedługo będzie nowe mieszkanie... Jednak czegoś wciąż brak... Brak entuzjazmu, brak woli, brak energii- to już zupełnie inna ja. Nie wiem czy to wynik farmakoterapii czy ogólnej zmiany, jaka we mnie zaszła odkąd pojawiła się choroba. A może mi po prostu potrzeba miłości? Może gdybym w końcu kogoś znalazła wszystko by się odmieniło? Na pewno. Nie jest to jednak taka prosta sprawa. Obawa przed odrzuceniem i nadprogramowe kilogramy skutecznie hamują mnie przed wchodzeniem w relacje głębsze niż przyjacielskie czy koleżeńskie. Inne miłości i pasja te jakoś ostygły... Niby śpiewam, ale nie daję mi to aż takiej radości jak kiedyś. Może powinnam poszukać innej aktywności, w której będę się realizować? Może pisanie? Hmm... Widać po blogu, że na to też ciężko mi się zdobyć regularnie. Ach, rozlazła jestem i tyle choć staram się.
W "Charakterach" piszą o Światowym Dniu Zdrowia Psychicznego, który przypadł na wczoraj. Wysłałam do nich list i link do bloga. Może ktoś przeczyta, może się zainteresuje, może zmobilizuje mnie to do tego, żeby się za to porządnie wziąć.
Póki co przyjechałam na weekend do domu rodzinnego. Miło tu, choć pusto i sennie. Pierwsza K. przyjechała też i wyszłyśmy wczoraj na małe co nieco. Dziś z kolei odwiedziny u Małego J. Chyba pora się zbierać.
Ze wszystkiego najbardziej cieszę się na rychłą przeprowadzkę, Już planuję jak się urządzimy tam z moim nowym Współlokatorem. Oczywiście wszyscy łączą nas w związek co najmniej romantyczny. Jakby nie można było mieć po prostu kolegi. Fajnie będzie.
Postaram się tu częściej zaglądać. Może znowu zacząć pisać...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz