Zastanawiałam się ostatnio, co mogę zrobić z tym, żeby czuć
się lepiej. Nie od dziś wiem, że moje problemy ze zdrowiem wynikają stąd, że
nie radzę sobie z emocjami i zer stresem. Pierwsza K. poradziła mi: „ Ej Ty,
może idź na jogę”. No to poszłam.
Tak się dobrze złożyło, że nasza wspólna koleżanka H. chadza
już i postanowiłyśmy chodzić razem. Poszłam nieco uprzedzona. Wiele się
nasłuchałam o tym, jakie świetne efekty to daje. Wiele nasłuchałam się o całej
ideologii, jaka się łączy z uprawianiem jogi, a że ideologiom wszelakim jestem
niechętna… W każdym bądź razie poszłam, żeby przekonać się na własnej skórze.
Poszłyśmy na ashtangę. Już w pierwszej chwili poczułam się
fajnie, bo prowadząca była bardzo miła. Ucieszył mnie fakt, że akurat w tym
konkretnym rodzaju jogi nie chodzi o perfekcję i w wykonywaniu tzw. asanów
tylko o to, żeby każdy ćwiczył na ile może i z czasem się doskonalił. Dla mnie
było to niezmiernie ważne, bo choć jestem dobrze rozciągnięta, to do
wysportowanych nie należę. Wymiękłam po dwóch seriach i ciężko było mi utrzymać
oddech, ale wyszłam zrelaksowana jak nigdy. Zrelaksowana i jednocześnie nie
przemęczona. Kurde, coś w tym musi jednak być. Jestem pod wrażeniem i chadzać
mam zamiar razem z H. regularnie.
Jest jeszcze jednak sprawa. Muszę się pochwalić. Na Onecie
był konkurs. Trzeba było wymyślić hasło reklamowe dla internetowych kursów
językowych British Council. Wysłałam i kurde bele wygrałamJ! Wygrałam voucher na
komputerowy egzamin FCE wart jakieś pięć klocków. Przymierzałam się do tego,
żeby zrobić sobie jakiś papier potwierdzający moją znajomość języka. Co prawda
myślałam o czymś trudniejszym, np. CAE, ale po pierwsze brak mi mobilizacji, po
drugie kasy. Teraz, kiedy egzamin mam za darmo, nie pozostaje nic tylko iść i
zdać. Cieszę się strasznie, bo z takim papierem mogę już uczyć dzieciaczki w
szkole językowej albo w podstawówce czy przedszkolu. Przyda mi się to.
Reasumując, fajnie się dzieje ostatnio. W życiu moim i w
ogóle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz