niedziela, 29 stycznia 2012

26 maja 2011


Moja mama uwielbia koty. Przelewa na nie pokłady macierzyńskiej miłości, której jest w niej tyle, że czasem dla nas jest aż nadto. Jest w niej małe dziecko, któremu pozwala wyjść w chwilach, gdy jest naprawdę szczęśliwa. Wtedy śmieje się do łez, tańczy i śpiewa. Moja mama nie miała mamy i pewnie bardzo za nią tęskniła. Dlatego  chce dać nam wszystko, czego jej brakowało.  Od zawsze chciała być moją przyjaciółką, ale jest nią właściwie od niedawna, bo w okresie dorastania wydawało mi się niemożliwe, że można przyjaźnić się z mamą.
Moja mama  jest nadopiekuńcza. Czasem też ( wierzę, że nie do końca świadomie) stosuje rozmaite formy emocjonalnego szantażu. Wściekam się na nią, ale mimo to ulegam im, bo wiem, że mnie kocha. Być może nawet za bardzo
 Moja mama popełniła kilka większych lub mniejszych błędów wychowawczych, które jako dorosły człowiek widzę i nie chciałabym ich powielać wychowując własne dziecko. Nigdy nie miałam do niej o to żalu, bo wiem, że zawsze chciała dla mnie jak najlepiej.
Moja mama jest piękną kobietą. Z wczesnych lat dzieciństwa pamiętam jej czerwone paznokcie. Moje też wtedy były czerwone,  bo nie dawałam jej spokoju, gdy robiła sobie manicure. Zawsze żałowałam, że nie odziedziczyłam po niej szczupłej, filigranowej figury. Mężczyźni często zwracają uwagę na moją mamę, ale ona albo udaje, albo naprawdę nie robi to na niej wrażenia. Zawsze powtarza, że ona ma już swojego mężczyznę - tego samego od prawie 30 lat. Szkoda tylko, że życie tak się ułożyło, że mój tato pracuje zagranicą i rzadko bywa w domu.
Moja mama zadzwoniła wczoraj, bo od jakiegoś czasu ani ja, ani mój brat nie odzywaliśmy się do niej. Pokłóciłyśmy się trochę i na koniec powiedziała, że jutro pewnie dostanie od nas tylko smsa albo że w ogóle nie będziemy o niej pamiętać. Zruinowało to nieco moje plany, bo dziś miałam wolne i zastanawiałam się czy nie ruszyć pierwszym rannym pociągiem  do C. i nie zrobić jej niespodzianki pukając rano do drzwi. W świetle tej rozmowy, pomyślałaby pewnie, że zrobiłam to ze względu na naszą sprzeczkę. Byłam na nią zła, ale jednocześnie było mi jej też żal, bo wiem, że czuje się samotna.
Moja mama uspokajała mnie jak małe dziecko i tłumaczyła, że nie ma się czego bać, gdy wycieńczona brakiem snu snułam się nocami po domu. Moja mama przez miesiąc, który spędziłam w szpitalu, była w nim codziennie mimo, że nie znajdował się on w moim rodzinnym mieście. Często siadała przy stole w sali, w której leżałam i nie mówiła nic przez cały dzień, bo widziała, że nie czuję się na siłach, żeby rozmawiać. Gdy już wróciłam do domu, moja mama czasem płakała, gdy myślała, że śpię. Zdarzało się też, że krzyczała na mnie, gdy przez tydzień nie wychodziłam z domu i nie miałam ochoty nawet się umyć. Moja mama o mojej psychozie wie chyba nawet więcej niż mój lekarz. Moja mama zawsze powtarzała mi, że nie jestem chora i wrócę do normalnego życia, powtarzała to często i uparcie. Było mi wtedy bardzo przykro, bo wydawało mi się, że nie akceptuje tego, że jestem chora i że tak już będzie zawsze. Nie wiem, co by się ze mną stało, gdyby nie było jej przy mnie w chorowaniu i zdrowieniu. Moja mama wie o tym, bo dziękowałam jej za to nie raz.
Moja mama rozpłakała się i przepraszała mnie, gdy dziś ok. 9 rano zapukałam do drzwi dzierżąc pod pachą najśliczniejszą, żółtą orchideę jaką znalazłam w kwiaciarni. Warto było przyjechać nawet na te kilka godzin, żeby zobaczyć wyraz jej twarzy i zjeść pyszną domową zupę.
Nie wiem, co stanie się ze mną, gdy kryzys przyjdzie, a mojej mamy już najzwyczajniej tu nie będzie. Kocham ją za to wszystko tak bardzo, że pisząc te słowa popłakałam się co najmniej  trzy razy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz