Moja mama uwielbia koty. Przelewa na nie pokłady
macierzyńskiej miłości, której jest w niej tyle, że czasem dla nas jest aż
nadto. Jest w niej małe dziecko, któremu pozwala wyjść w chwilach, gdy jest
naprawdę szczęśliwa. Wtedy śmieje się do łez, tańczy i śpiewa. Moja mama nie
miała mamy i pewnie bardzo za nią tęskniła. Dlatego chce dać nam wszystko, czego jej brakowało. Od zawsze chciała być moją przyjaciółką, ale
jest nią właściwie od niedawna, bo w okresie dorastania wydawało mi się
niemożliwe, że można przyjaźnić się z mamą.
Moja mama jest
nadopiekuńcza. Czasem też ( wierzę, że nie do końca świadomie) stosuje rozmaite
formy emocjonalnego szantażu. Wściekam się na nią, ale mimo to ulegam im, bo
wiem, że mnie kocha. Być może nawet za bardzo
Moja mama popełniła
kilka większych lub mniejszych błędów wychowawczych, które jako dorosły
człowiek widzę i nie chciałabym ich powielać wychowując własne dziecko. Nigdy
nie miałam do niej o to żalu, bo wiem, że zawsze chciała dla mnie jak
najlepiej.
Moja mama jest piękną kobietą. Z wczesnych lat dzieciństwa
pamiętam jej czerwone paznokcie. Moje też wtedy były czerwone, bo nie dawałam jej spokoju, gdy robiła sobie
manicure. Zawsze żałowałam, że nie odziedziczyłam po niej szczupłej,
filigranowej figury. Mężczyźni często zwracają uwagę na moją mamę, ale ona albo
udaje, albo naprawdę nie robi to na niej wrażenia. Zawsze powtarza, że ona ma
już swojego mężczyznę - tego samego od prawie 30 lat. Szkoda tylko, że życie
tak się ułożyło, że mój tato pracuje zagranicą i rzadko bywa w domu.
Moja mama zadzwoniła wczoraj, bo od jakiegoś czasu ani ja,
ani mój brat nie odzywaliśmy się do niej. Pokłóciłyśmy się trochę i na koniec
powiedziała, że jutro pewnie dostanie od nas tylko smsa albo że w ogóle nie
będziemy o niej pamiętać. Zruinowało to nieco moje plany, bo dziś miałam wolne
i zastanawiałam się czy nie ruszyć pierwszym rannym pociągiem do C. i nie zrobić jej niespodzianki pukając
rano do drzwi. W świetle tej rozmowy, pomyślałaby pewnie, że zrobiłam to ze
względu na naszą sprzeczkę. Byłam na nią zła, ale jednocześnie było mi jej też
żal, bo wiem, że czuje się samotna.
Moja mama uspokajała mnie jak małe dziecko i tłumaczyła, że
nie ma się czego bać, gdy wycieńczona brakiem snu snułam się nocami po domu.
Moja mama przez miesiąc, który spędziłam w szpitalu, była w nim codziennie
mimo, że nie znajdował się on w moim rodzinnym mieście. Często siadała przy
stole w sali, w której leżałam i nie mówiła nic przez cały dzień, bo widziała,
że nie czuję się na siłach, żeby rozmawiać. Gdy już wróciłam do domu, moja mama
czasem płakała, gdy myślała, że śpię. Zdarzało się też, że krzyczała na mnie,
gdy przez tydzień nie wychodziłam z domu i nie miałam ochoty nawet się umyć.
Moja mama o mojej psychozie wie chyba nawet więcej niż mój lekarz. Moja mama
zawsze powtarzała mi, że nie jestem chora i wrócę do normalnego życia,
powtarzała to często i uparcie. Było mi wtedy bardzo przykro, bo wydawało mi
się, że nie akceptuje tego, że jestem chora i że tak już będzie zawsze. Nie
wiem, co by się ze mną stało, gdyby nie było jej przy mnie w chorowaniu i
zdrowieniu. Moja mama wie o tym, bo dziękowałam jej za to nie raz.
Moja mama rozpłakała się i przepraszała mnie, gdy dziś ok. 9
rano zapukałam do drzwi dzierżąc pod pachą najśliczniejszą, żółtą orchideę jaką
znalazłam w kwiaciarni. Warto było przyjechać nawet na te kilka godzin, żeby
zobaczyć wyraz jej twarzy i zjeść pyszną domową zupę.
Nie wiem, co stanie się ze mną, gdy kryzys przyjdzie, a
mojej mamy już najzwyczajniej tu nie będzie. Kocham ją za to wszystko tak
bardzo, że pisząc te słowa popłakałam się co najmniej trzy razy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz