Dziś miałam kolejny koncert. Fajnie było.
Przyszła masa moich znajomych. Nawet dalsi, po których bym się tego nie
spodziewała. I rodzice byli. Cieszę się. Może mój zespół w końcu będzie miał
ręce i nogi, bo póki co chłopakom ciężko zmobilizować się do pracy, a nie są niestety tak dobrzy,
żeby wszystko chwytać w lot.
Śpiewałam też po polsku. Piosenki z muzyką Krzysztofa
Komedy. To zawsze moja ulubiona część grania. Dziś już nikt nie pisze tekstów
jak Osiecka, a o muzyce Komedy pisać nie trzeba, bo jest genialna. Zaprosiłam
też znajomych z pracy. Nikt nie przyszedł. I dobrzeJ.
Powoli zaczynam się wyrabiać w pracy i mniej przejmuję się
tym czy wiedzą. Jestem z siebie dumna, bo do wszystkiego dochodzę sama i idzie
mi to bardzo sprawnie. Dostałam do prowadzenia swój mały projekcik i powoli
zaczyna mieć to ręce i nogi. Wahłam się czy nie zająć się nim w weekend, ale
dostałam reprymendę od rodziny i znajomych, że biorę robotę do domu, więc się
utrzymałam.
Stało się jak mówiłam. Jest dobrze. Kryzys minał. Co
najważniejsze bez ingerencji farmakologicznej. Kolejny powód do dumy. Cieszę
się niezmiernie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz