Znam T. od szkoły podstawowej. Chociaż nie jest jedyną moją
przyjaciółką, zawsze o wszystkim dowiadywała się pierwsza. Gdy wyprowadziła się
z C. do Wielkiego M. pisałyśmy do siebie listy (tak, tak na papierze!)
nakrapiane łzami. Gdy się po raz pierwszy poważnie zakochałam, T. była pierwszą
osobą, której o tym powiedziałam. To samo zrobiłam też dziś z moimi wypocinami.
Zawsze lubiłam pisać. Chyba nawet bardziej dla siebie niż dla
innych. T. zawsze wspomina jak nasza nauczycielka od polskiego zalewała się
łzami nad moimi wypracowaniami. Innymi słowy T. zawsze mi we wszystkim
kibicuje, a po pijaku zawsze wyznaje miłość. Pewnie dlatego uczyniłam ją
pierwszym czytelnikiem tego pamiętnika.
Wnioski były dwa: trzeba pisać dalej i drugi, taki mój
osobisty: czy moi przyjaciele znają mnie naprawdę? Pierwsze co usłyszałam to
to, że T. zobaczyła mnie inną niż taką jaką zawsze znała, z jaką już przecież
sporo czasu mieszka. T. nie sądziła też, że muzyka jest aż tak dla mnie ważna.
Wiedziała, że ją lubię, ale nie że to taka wielka część mojego życia. Cóż, może
ludzie widzą w nas tylko to co chcą zobaczyć albo to my pokazujemy każdemu inną
kawałek siebie?
Tak czy siak T. jak zwykle mi kibicuje. Kocham ją. No i
oczywiście piszę dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz