niedziela, 29 stycznia 2012

30 kwietnia 2011


Moja majowo - świąteczna przerwa wciąż trwa. Lenię się jak tylko mogę choć powinnam pisać pracę magisterską. W C. mam właściwie czwórkę przyjaciół. Małżeństwa B&C (to Ci od Słodkiego Łobuza, który sprawił, że zapragnęłam mieć dzieci) i K&M.
Moja przerwa majowo – świąteczna to oglądanie filmów, wycieczki po lumpeksach i odwiedzanie na zmianę B&B i K&M. Dziś jednak małomiasteczkowa sielanka została brutalnie przerwana.
Siedzieliśmy z K&M, piliśmy piwko, gdy zadzwoniła B. Nie może znaleźć sobie miejsca w domu, Słodki Łobuz jest u babci, a C. w szpitalu. Miał w pracy poważny wypadek. Gdy opowiedziała mi, co się stało czym prędzej do niej pobiegłam, bo wynikało z tego, że albo już nie żyje, albo umrze niedługim czasie. Gdy do niej dotarłam okazało się, że nie jest tak strasznie jak opowiadała, ale to, że żyje i że jest w stanie, w jakim jest (bądź co bądź bardzo dobrym)to jak los wygrany na loterii, łut szczęścia albo palec Boży. Czas straszny, bo właśnie rozkręcają własny biznes i C. jest głową wszystkiego.
Gdy mówię o tym głośno, brzmi to jak truizm, ale wypadki dnia dzisiejszego i moje własne doświadczenie, coraz bardziej utwierdzają mnie w tym, jak ważne w życiu jest zdrowie i jak w jednej chwili jego utrata, potrafi zrujnować misternie układane plany na przyszłość.  Czy ja przed kilkoma laty i moi rówieśnicy myślimy w ogóle tymi kategoriami? Jesteśmy młodzi i niezależni. Stawiamy przed sobą kolejne wyzwania, pniemy się po szczeblach kariery. Chcemy mieć wszystko: pieniądze, miłość, rodzinę, przyjaciół, fascynujące, pełne przygód życie i kto wie, co jeszcze. Wierzymy, że możemy to wszystko mieć, bo przecież jesteśmy młodzi i niezależni- świat stoi przed nami otworem. Nikt nie bierze pod uwagę tego, że może się po drodze zepsuć. Ja absolutnie nigdy nie brałam tego pod uwagę. Tylko czasami słyszałam zatroskaną mamę, która mówiła: „Zwolnij, dziecko.”, a ja na to: „Ale dlaczego, ale po co? Jestem szczęśliwa, jest mi dobrze”. Naprawdę było mi dobrze, cóż za ironia... Dopiero po czasie organizm zaprotestował. Choć trudno szukać jednej, głównej przyczyny. Przecież tak naprawdę nikt nie wie, dlaczego stało się tak, a nie inaczej.
Trzymam kciuki za C. Wiem, że szybko stanie na nogi, bo to typ człowieka, który nawet na chorowanie nie ma czasu. I choć podziwiam go za zapał, odwagę i umiejętność obracania nawet najbardziej nieprawdopodobnych pomysłów w czyn, dziś mam ochotę powiedzieć mu: „Zwolnij”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz