Moja majowo - świąteczna przerwa wciąż trwa. Lenię się jak
tylko mogę choć powinnam pisać pracę magisterską. W C. mam właściwie czwórkę
przyjaciół. Małżeństwa B&C (to Ci od Słodkiego Łobuza, który sprawił, że zapragnęłam
mieć dzieci) i K&M.
Moja przerwa majowo – świąteczna to oglądanie filmów,
wycieczki po lumpeksach i odwiedzanie na zmianę B&B i K&M. Dziś jednak małomiasteczkowa
sielanka została brutalnie przerwana.
Siedzieliśmy z K&M, piliśmy piwko, gdy zadzwoniła B. Nie
może znaleźć sobie miejsca w domu, Słodki Łobuz jest u babci, a C. w szpitalu.
Miał w pracy poważny wypadek. Gdy opowiedziała mi, co się stało czym prędzej do
niej pobiegłam, bo wynikało z tego, że albo już nie żyje, albo umrze niedługim
czasie. Gdy do niej dotarłam okazało się, że nie jest tak strasznie jak
opowiadała, ale to, że żyje i że jest w stanie, w jakim jest (bądź co bądź
bardzo dobrym)to jak los wygrany na loterii, łut szczęścia albo palec Boży.
Czas straszny, bo właśnie rozkręcają własny biznes i C. jest głową wszystkiego.
Gdy mówię o tym głośno, brzmi to jak truizm, ale wypadki
dnia dzisiejszego i moje własne doświadczenie, coraz bardziej utwierdzają mnie
w tym, jak ważne w życiu jest zdrowie i jak w jednej chwili jego utrata,
potrafi zrujnować misternie układane plany na przyszłość. Czy ja przed kilkoma laty i moi rówieśnicy
myślimy w ogóle tymi kategoriami? Jesteśmy młodzi i niezależni. Stawiamy przed
sobą kolejne wyzwania, pniemy się po szczeblach kariery. Chcemy mieć wszystko:
pieniądze, miłość, rodzinę, przyjaciół, fascynujące, pełne przygód życie i kto
wie, co jeszcze. Wierzymy, że możemy to wszystko mieć, bo przecież jesteśmy młodzi
i niezależni- świat stoi przed nami otworem. Nikt nie bierze pod uwagę tego, że
może się po drodze zepsuć. Ja absolutnie nigdy nie brałam tego pod uwagę. Tylko
czasami słyszałam zatroskaną mamę, która mówiła: „Zwolnij, dziecko.”, a ja na
to: „Ale dlaczego, ale po co? Jestem szczęśliwa, jest mi dobrze”. Naprawdę było
mi dobrze, cóż za ironia... Dopiero po czasie organizm zaprotestował. Choć
trudno szukać jednej, głównej przyczyny. Przecież tak naprawdę nikt nie wie,
dlaczego stało się tak, a nie inaczej.
Trzymam kciuki za C. Wiem, że szybko stanie na nogi, bo to
typ człowieka, który nawet na chorowanie nie ma czasu. I choć podziwiam go za
zapał, odwagę i umiejętność obracania nawet najbardziej nieprawdopodobnych
pomysłów w czyn, dziś mam ochotę powiedzieć mu: „Zwolnij”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz